OKO W OKO Z BESTIĄ. Będzie fajnie, mówili. Nawet zimą Gdańsk jest piękny, mówili. Zajrzycie nad polskie morze, mówili. I faktycznie – nic nie zapowiadało tragedii. Jedziemy na robotę. Z głośników leci śmieszny kawałek sprzed lat: "Do ciebie, Aniu, szłem". A tak się składa, że nasza Klientka też ma na imię Anna. W końcu docieramy na miejsce. Cała ekipa w świetnym humorze. Wchodzimy do domu, a tam czekała na nas dzika bestia.
Spojrzała na nas hipnotycznym wzrokiem, niczym zaklęty w kota Rademenes za każdym razem, gdy wypowiadał zaklęcie ("7 życzeń" – serial sprzed lat). Tylko nie panikujcie, ktoś powiedział. Stoimy jak zaczarowani i chyba faktycznie bestia rzuciła jakiś czar, bo następna rzecz, którą pamiętamy, to skończona praca.
Izolacja zrobiona – i to niemała, bo aż 200 m2! – sprzęt spakowany, posprzątane po robocie. Żadnym obrażeń. Żadnych szkód czy zniszczeń. Niby wszystko spoko. Ale na samą myśl o tym przeszywającym spojrzeniu bestii wciąż mamy ciarki. Ki diabeł? Rademenes, a może inny bies? Gdańsk to piękne miasto. Wspaniali ludzi (pozdrawiamy Panią Annę!). Polskie morze. Ale chyba już zawsze za tym wszystkim czaić się będzie cień bestii. Ok, ok, może trochę nas poniosło. A mówiąc "trochę", mamy na myśli "bardzo", a mówiąc "poniosło", mamy na myśli to, że pojechaliśmy po bandzie. Ale historia całkiem niezła, prawda?